Witam serdecznie

Jest to blog poświęcony mojemu psiakowi jamnikowi którego kocham ponad wszystko !Są tu zapiski z jego jamniczego życia i zdjęcia które udało mi się zrobić mimo niechęci fotografowanego obiektu :) Mam nadzieję ,że blog się spodoba i miło by było gdyby od czasu do czasu koś pozostawił tu po sobie swój komentarz a nie znikał jak kamfora ;p No ale nie będę marudzić,miłego zwiedzania po Miowym życiu .Pozdrawiam serdecznie

wtorek, 14 lutego 2012


Zdenerwowałam się dziś i wystraszyłam.Znowu na Minia naskoczył pies.Zaczęło się od tego, że próbowałam uniknąć spotkania z Panem "Szczotką"który wychodził z pieskiem na placyk.Ja też tam chciałam iść no ale jak już On tam poszedł to zmieniłam kurs.Był tam też ten oszalały ON-ek który rzuca się na wszystkie psy.Poszłam więc z nim koło pobliskiego bloku by uniknąć spotkania z obojga wariatami.Niestety  pech trafił znów na mojego biednego Minia który napotkał na swojej drodze spuszczonego psa.Pies biegał i darł japę  wniebogłosy na wszystko co się ruszało.Miniuś na początku próbował zachować zimną krew ale gdy zobaczył że pies podbiega do niego to biedak się wystraszył i zaczął mi skomleć.A ten  biegający oszołom jak nie otworzył paszczy z zębami.....odruchowo pociągałam Minia smyczą i podciągałam do góry na ręce.Dopiero potem zdałam sobie sprawę że te podciągnięcie mogło go  tez kosztować zdrowie.Mogłam mu przecież coś naciągnąć w kręgosłupie albo i jeszcze gorzej o czym wolę nie myśleć.Nie był to dobry pomysł ale w tamtym momencie nie miałam wielkiego wyboru.Pies na pewno chapsnął by Minia bo sterczał nad nim  jak  Lew nad ofiarą.Czemu te duże psy tak nie lubią tych parówek?Ciągle tylko jakiemuś coś się nie podoba,przecież Miniek  nie jest nastawiony agresywnie do żadnego psa.Na dodatek Jaśnie Państwo które szło wtedy z tym psem rozmawiali sobie jak gdyby nigdy nic i odeszli bez chwili zastanowienia czy może coś się nie stało.Szkoda że nie zwróciłam im uwagi że powinni choć kaganiec swojemu psu założyć jak już biega luzem..Po prostu byłam wtedy wystraszona o Minia i wolałam by ten pies zniknął mu z oczu.Wzięłam młodego na ręce i marsz do domu.Gdy położyłam go w windzie na podłogę nie wiem czemu ale zaczął mi piszczeć jakby coś go zabolało i nawet z tego strachu pokazał na mnie zęby.W domu schował się w ciemny kąt i milczał.Był taki wystraszony że cały drżał.Owinęłam go więc cieplutki kocyk i posiedziałam przy nim.Po paru minutach zasnął jakby nie spał cały dzień.Ledwo co wróciłam z pracy i był wesolutki ,skory do zabawy a teraz leżał smutny i wystraszony.Spał tak chyba z 4 godziny,od czasu do czasu otworzył smutne oczyska i na mnie patrzał ale zasypiał dalej.Obudził się gdzieś koło godziny 21-ej już troszkę w lepszym nastroju.Zaczął zaczepiać mnie piłeczką.Na pocieszenie dałam mu gryzaczki które kupiłam wracając z pracy,miałam mu dać jak wróciłam ale że spał to dostał teraz.Rozweselony zaczął rozbrajać to co dostał.Wszystko wróciło do normy oprócz tego że zauważyłam iż ciągle liże pewne miejsce na tylnej łapce.Podchodzę ,patrzę a tu ...widzę jakiś czerwony bąbel lekko opuchnięty.Teraz już jasne czemu w windzie tak zareagował jak go postawiłam na podłodze,łapa musiała go zaboleć..Najgorsze jest to że nie wiem jak to się stało,czy zrobił to ten pies czy czasem  obtarł łapę podczas zrywu o chodnik.Nie wiem....Znowu zrobiło mi się go szkoda jak ch....a  !Ehhh...ciężkie jest życie jamnika jak widać.Ciągle coś się przydarza niespodziewanego.....

Ahh jaki ja jestem biedny i smutny....:) Mój kochany aktor z spalonego teatru :P)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz