Nie ma to jak wolny dzień choć wstałam dość wcześnie,ale nie dzięki miniowi - o dziwo :)Chciałam zdążyć na bazar by kupić młodemu kości cielęce i zobaczyć czy dostanę ogony wieprzowe.Mimo wczesnej pory na bazarze już wrzało,pełno było ludzisk z wózeczkami które mnie drażnią bo zajmują za dużo miejsca za osobą która je mozolnie jak ślimak ciąga.Minia musiałam wziąć na ręce by nie został przez nie rozjechany lub zadeptany.Kości nam się udało kupić a ogony wieprzowe nie,jednak nabyłam ogon cielęcy o którym dotychczas tylko słyszałam bo nigdy nie udało mi się go zdobyć dla Minia.Wzięłam jeden na próbę i teraz żałuję że tylko jeden.Miniek dostał ogon na śniadanie i bardzo mu smakował,pewnie zjadłby jeszcze jednego jakby był...może następnym razem wezmę więcej.Myślałam ,że szczęśliwym trafem spotkamy tę jamniczkę co ostatnio ale niestety,nikogo z jamnikiem nie było.Z Hali Mirowskiej poszliśmy do parku aby chłopak sobie jeszcze pobiegał.Po polance z czasem zebrali się znajomi właściciele psów więc Miniek miał z kim pobiegać .Co prawda towarzystwo nie było zbyt zabawowe ale Miniowi to nie przeszkadzało.Biegał za każdym psem i zaczepiał do harców.U każdego wzbudza tym uśmiech na twarzy jak widzą takiego szalonego jamnika :D
Po południowy spacerek też był przyjemny ale w paku już było mnóstwo ludzi .Spacerowaliśmy z nadzieja na jakiegoś kolegę do zabawy jednak nic z tego.Spotkaliśmy tylko Paco (Shi-tzu) ale on do zabawy nie miał głowy.Wolał chodzik krok w krok za Miniem i na niego się gapić:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz